Kiedy lewica robi protest, wszystkie chwyty są dozwolone. Mogą płonąć ulice, lecieć szyby w sklepach; nieważne, że praworządny obywatel czuje się zagrożony, ważne, że barbarzyńska dzicz może manifestować swoje postulaty dyktowane przez przemysł aborcyjny, ruch LGBT czy BLM. Ale kiedy zwolennicy podstawowych wolności, prawdy i zdrowego rozsądku wyjdą na ulice zaczyna się bezlitosne śledzenie każdego ich kroku, by nie daj Boże choć o centymetr nie przekroczyli tej granicy, która w odniesieniu do lewicy po prostu nie istnieje.
Doskonałym przykładem tej dysproporcji i podwójnego standardu były zamieszki przestępczego ruchu Black Lives Matter, głoszącego rasistowską, neomarksistowską ideologię zwaną krytyczną teorią rasy. Amerykańskie miasta dosłownie płonęły, mieszkańcy żyli w strachu przed łobuzami o wszystkich kolorach skóry, podczas gdy rząd Joe Bidena oficjalnie popierał ruch BLM, nawet w stosunkach dyplomatycznych.
Widać to również na naszym gruncie, gdy aborcjonistki i aborcjoniści z tzw. Protestu Kobiet uważali, że mogą nawoływać na ulicach do mordowania nienarodzonych dzieci, a nawet wszczynać burdy w kościołach w imię swojej zbrodniczej ideologii. Wydaje się, że protestującym przyświeca tylko jedna zasada że protest ma być skuteczny.
Ale czy ta zasada stosuje się do innych, nielewicowych grup działających w ramach demokratycznego prawa do manifestowania swoich poglądów? Otóż nie. Za każdym razem, gdy chodzi o świętość życia ludzkiego albo choćby podstawowe wolności, protestujący są dyskredytowani jako oszołomy, faszyści, a nawet naziści, jak lewicowy premier Kanady Justin Trudeau określił uczestników Konwoju Wolności.
Gdy obywatele w imię prawa naturalnego i definicji władzy jako tej, której obowiązkiem jest sprzyjanie dobru wspólnemu, podnoszą protest przeciwko niegodziwym poczynaniom rządzących, nagle okazuje się, że prawa demokracji zostają zawieszone w imię bliżej nieokreślonego zagrożenia. Jakim zagrożeniem dla rządu Trudeau byli ludzie, którzy tańczyli, śpiewali i jedli watę cukrową na ulicach Ottawy? Bo tak wyglądał protest.
A może zagrożeniem był fakt, że kierowcy ciężarówek, od dwóch lat prześladowani tyrańskimi restrykcjami i zmuszani do brania udziału w eksperymencie medycznym, wjechali swoimi pojazdami do stolicy? A czyż liberalna demokracja nie polega na tym, że vox populi ma prawo być wyrażony w ten sposób? Owszem, ale tylko vox, który jednoznacznie można powiązać z lewicą i neomarksizmem, czyli gwarantujący dalszy pochód Rewolucji.
Zródło: https://pch24.pl/finis-canadae-na-tej...
Pozdro
TOMI3356
Kategoria: Prosto z Polski
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie. Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz zmienić w ustawieniach Twojej przeglądarki.