Są lepsze ripy na torrentach, ale mam nędzne łącze i nie mam nic innego pod ręką.
Bandai (Kôichi Satô) jest szefem podupadającej dyskoteki, dodatkowo ma kłopoty z lokalnym gangiem. Kiedyś bowiem pożyczył od nich pieniądze, których teraz nie ma jak spłacić. Jedynym wyjściem z nieprzyjemnej sytuacji jest jak najszybsze zdobycie dużej sumy. Wraz z kilkoma nieco przypadkowymi wspólnikami postanawia dokonać napadu na... swojego wierzyciela.
za MrowiecMachiune z Filmwebu:
Na początek słówko o aktorach. Piątka naszych bohaterów należy do pięciu dobrych aktorów. Koichi Sato, znany z np. Infection, Masahiro Motoki znany z filmów np. Miike jak: Bird people of China, czy Gemini Tsukamoto, Kippei Shiina z Shinjuku Triad Society czy też Black Angel, Jinpachi Nezu z kilku filmów, widziałem go tylko w Ran Kurosawy, Naoto Takenaka, który grywa w wielu filmach od szóstej części Guinea pig do Miike, oczywiście nie można zapomnieć o głównej atrakcji aktorskiej filmu czyli Beat Takeshi, tu jako jednooki zabójca działający na zlecenie yakuzy. Wszyscy oni stworzyli doskonałe kreacje, tym bardziej zajmujące, iż Ishii dał możliwość chwili skupienia się na każdej postaci, poprzez wprowadzenie scen, w których tylko one są w centrum.
To co jednak stanowi o sile tego filmu to zdjęcia i muzyka. Ciemne kolory, hallucinogenic roller coaster oraz noir atmosphere jak można przeczytać na pudełku robią spore wrażenie, film jest przez to raczej spokojny, statyczny, nawet w scenach strzelanin zachowuje statyczność, Kitano podczas oddawania strzałów zachowuje się tak jak np. w Sonatine. Nie brak tu jednak brutalności, Ishiiemu daleko do poetyckich filmów Kitano, jego yakuza jest pełna przemocy, brudna. Chociaż u Kitano też nie brak było mocniejszych scen, to Takashi poprzez sfilmowanie tego w ciemnych kolorach i pokazaniu bohaterów szarpiących się w sieci życia tworzy o wiele mroczniejszy nastrój.
Brak natomiast w tym filmie większych zabaw konwencją, obecnych w Black Angel, przyszłym filmie Ishiiego. Nie przeszkadza to jednak niektórym porównywać go do Quentina Tarantino a Gonin nazywać japońskimi Rezerwowymi psami, ja jednak nie posunąłbym się do dalekich porównań tych dwóch twórców, Ishii tworzy jednak w stylu wywodzącym się z filmów o yakuzie prosto z Japonii i nawet jeśli inspirował się Tarantino to nastrój jest jednak inny.
Niestety film jest momentami nieco zbyt spokojny, a jego bohaterowie zbyt jednowymiarowi, przez ten fakt, Gonin nie jest filmem na tyle zajmującym, jakim mógłby być, przy kilku poprawkach, nad wyrost jest więc kolejne twierdzenie z pudełka brzmiące: Gonin is a genuine discovery. Jest to jednak bardzo dobra produkcja, która miłośników gangsterkich porachunków z yakuzą w roli głównej nie powinna zawieść.
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie. Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz zmienić w ustawieniach Twojej przeglądarki.