Stacje geologiczne rejestrują w Los Angeles wzmożoną aktywność tektoniczną. Wszyscy obawiają się trzęsienia ziemi. Tymczasem to inna katastrofa zagraża Miastu Aniołów - erupcja wulkanu! Śmiercionośny grad kul ognia spada na mieszkańców, z drżącej ziemi wydobywają się opary siarki, lawa zalewa ulice. Burmistrz powołuje sztab kryzysowy. Dowodzi nim doskonały specjalista do zwalczania kataklizmów Mike Roark, w którego rolę wcielił się Tommy Lee Jones zdobywca Oscara za kreacje w filmie Ścigany. Przyszłość metropolii leży w jego rękach.
Film ma tyle samo zwolenników, co osób krytykujących tę produkcję. Ja plasuję się gdzieś pomiędzy tymi dwoma grupami. Głównym zarzutem większości, jeśli nie wszystkich filmów katastroficznych (jednym z nielicznych wyjątków jest np. świetny "Deepwater Horizon" (2016)) powstałych od lat 90-tych do być może dzisiaj, ale na pewno w okresie 1990-2020 (mniej więcej, bo nie pamiętam, który z tych spektakularnych filmów widziałem jako ostatni - może "Geostorm" (2017) ?) jest poziom realizmu, a raczej poziom "braku realizmu". Wiadomo, że to tylko filmy i wszystkie historie są wymyślone przez scenarzystów i generalnie prawie każdy film poza dramatami, musicalami i filmami obyczajowymi należy traktować na luzie, bo większość historii z innych gatunków niż te, co wymieniłem, jest mniej lub bardziej naciągana, ale tak ma być. Całe kino akcji jest ostro naciągane, ale kto lubi ten gatunek, nie ma problemu np. z policjantem, który spada z 10 metrów na plecy, wstaje i dalej goni bandytę itp. Czasami jednak filmowcy posuwają się bardzo daleko, a nawet za daleko (dobry przykład takiego filmu, który jest świetnie zrobiony, z powalającymi efektami specjalnymi, ale przy tym z realizmem na poziomie Avengersów czy X-Menów to "2012" (2009) Rolanda Emmericha). "Wulkan" niestety według mojej oceny należy do filmów bardziej SF niż katastroficznych. Nie chodzi o sam pomysł, bo ten jest dobry i realny - wulkan powstający w centrum miasta w ciągu kilku dni nie jest aż tak naciągany - może nie w miastach, ale tak jak mówi pani wulkanolog, takie zjawiska występują w przyrodzie i czasami się zdarzają - ale o to co się dzieje w trakcie akcji w trakcie i po erupcji. Może dlatego, że dawno temu trochę mnie zainteresowała wulkanologia i trochę poczytałem i obejrzałem z kilkanaście filmów dokumentalnych i to, co pokazują na "Wulkanie" to jak sztuczna grawitacja na filmach SF (nie ma czegoś takiego jak sztuczna grawitacja w małych, średnich, a nawet dużych pojazdach kosmicznych - to jest niezgodne z prawami fizyki) - bomby wulkaniczne to poważna sprawa i nie da rady "tańczyć" pomiędzy nimi, temperatura w całej okolicy gotowałaby krew wszystkich ludzi, trujące gazy uśmiercały kolejnych, tak bardzo płonące miasto gaszono by przez tygodnie (przypominam WTC 11.09.2001 - "tylko" 2 zniszczone wieżowce dymiły tygodniami), o ile w ogóle udałoby się coś ugasić itd. (nie chcę rozwijać tematu, bo zajęłoby to za dużo miejsca :) ). I tego właśnie się czepiam. Fabuła i jej konstrukcja to inna sprawa - mogło być dużo ciekawiej, ale nie o tym teraz piszę. Ogólnie polecam przede wszystkim fanom tego gatunku, a osobiście oceniam tę produkcję na jakieś 6/10, czyli nie jest źle. Dobra obsada, kapitalny pomysł na fabułę i porządne wykonanie. Dzięki za upload !
Odpowiedz
Wyszukiwanie odpowiedzi..
