Przygotowania do startu nie wzbudzają podejrzeń. 70-latek uśmiecha się do kamery, instruktor dokładnie mocuje i sprawdza uprząż. Kiedy startują widać, jak spadochron z mężczyzną i instruktorem szybko nabiera wysokości. Jednak po kilkunastu sekundach mężczyzna, na oczach żony i grupy opalających się turystów, spada do wody z wysokości około 30 metrów. Ponieważ woda w tym miejscu była płytka praktycznie uderza o dno. Mimo szybkiej pomocy umiera chwilę po przewiezieniu do szpitala.
I już na wstępie są dwie nieścisłości. To instruktor miał pecha, a nie emeryt. I instruktor nie rozbił się wcale o dno, tak, jak podano w opisie, że woda była zbyt płytka. Tylko, upadając bezwładnie z takiej wysokości, rozpaćkał się wskutek tzw napięcia powierzchownego, zbiornika wodnego, uderzając w niego niczym w taflę lodu, bądź w ścianę z betonu. Notabene, pozostaje mieć nadzieję, że podstarzałego, jak głupkowatego turystę, za ten incydent usmażono na krzesełku. Bo jak się jest dziadkiem, to już się nie ugania za bizonami. Tylko dołącza się do starych squaw i nawleka paciorki. Albo zwyczajnie, gra się w bingo i zajada się budyniem. Ponieważ ekstremizm jest dla młodych ludzi, a nie dla starych pierników.
Odpowiedz
Wyszukiwanie odpowiedzi..
