Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.24:30 238 24:30Tytania 02 480p 480p

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.23:42 428 23:42Tytania 03 480p 480p

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.
24:30 112 24:30Tytania 04 480p 480p

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.
23:42 287 23:42Tytania 05 480p 480p

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.
24:29 175 24:29Tytania 06

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.24:29 123 24:29Tytania 07 480p 480p

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.24:30 127 24:30Tytania 08 480p 480p

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.24:29 164 24:29Tytania 09 480p 480p

Dodał: gumol03

Tytania była serią, na którą czekałem z wielką niecierpliwością, ale i obawami. Kolejna, po Legend of the Galactic Heroes ekranizacja powieści Yoshikiego Tanaki, zapowiadała się nieźle, jednak świadomość, że powstaje anime na bazie niedokończonego cyklu powieści, którego ostatni tom ukazał się w roku 1991, budziła wątpliwości. Mimo wszystko, jako wielki fan Legend of the Galactic Heroes darować sobie Tytanii po prostu nie mogłem.

Oto odległa przyszłość, w której ludzkość podbiła najróżniejsze planety i włada wszechświatem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawiązała się federacja, która miała uśmierzać wszystkie konflikty i stanowić forum porozumienia w galaktyce. Jednak, o czym także doskonale wiadomo, prędzej czy później takie federacje albo się rozsypują, albo wręcz przeciwnie, przekształcają w bardziej trwałe formy. Tak było i tutaj, kiedy to federację zastąpiło cesarstwo Verdhany, zaś przyczynił się do tego walnie klan Tytania, który stopniowo zdobywał coraz większe wpływy, aż w końcu jego naczelnik otrzymał oficjalny tytuł lorda. Od tej pory, choć nominalnie Verdhaną nadal rządzi cesarz, faktyczna władza spoczywa w rękach rady Tytanii, składającej się z czterech przywódców domów oraz lorda. Przez dwieście lat Tytania władała galaktyką, zaś okres ten nazwano Pax Tytania. Oczywiście ów pax wymuszony był najczęściej siłą i strachem przed potęgą militarną Tytanii.

Jednak wszystko co dobre musi się skończyć. Bunt planety Euria stał się tutaj zarzewiem konfliktu, którego rozmiaru nikt nie był w stanie przewidzieć. Wysłana w celu pacyfikacji Eurii flota pod dowództwem księcia Ariabarta Tytanii została pokonana przez admirała Fana Hyulicka. Ów admirał, niemający praktycznie żadnego doświadczenia wojskowego, otrzymał swoje stanowisko w zgoła odmiennym celu, władze Eurii zakładały bowiem, że poniesie klęskę, która pozwoli im poddać się z honorem. Fan, zmuszony do ucieczki z rodzinnej planety (która teraz gorączkowo zaczyna szukać sposobu na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji), staje się dla Tytanii symbolem poniesionej porażki. Bezlitośnie ścigany, trafia na ślad buntowników, którym nie odpowiada dominacja Tytanii w kosmosie, i chcąc nie chcąc, przyłącza się do nich.

Oglądając Tytanię nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dwiema seriami w jednej. Jest tu wątek polityczno militarny, związany z Tytanią, a także stosunkami panującymi między stojącymi na jej czele książętami. Tworzy się tu bogata siatka zależności, sympatii i antypatii, nie brak spisków i sekretnych porozumień. Ten wątek został przez twórców anime opracowany znakomicie, nawet jeśli przez to znacznie więcej tu dworskich intryg niż bitew, które tak cieszyły oko w Legend of the Galactic Heroes. Każdy z czterech książąt to silna indywidualność. Zarlish Tytania (nieodmiennie kojarzący się z Bittenfeldem z Legend of the Galactic Heroes) to wojownik, Jouslain Tytania to dyplomata, Ariabart Tytania to organizator, zaś Idris Tytania pełni rolę policjanta. Nad nimi stoi zaś Ajman Tytania, aktualny zwierzchnik klanu, który powoli rozgląda się za następcą. Nie są to jedyni przedstawiciele Tytanii, jakich przyjdzie nam poznać, gdyż jest to, jak nietrudno przewidzieć, liczna rodzina. Gdyby seria koncentrowała się na nich, byłbym gotów ocenić ją bardzo wysoko.

Niestety, tak nie jest. Druga połowa anime to przygody Fana Hyulicka, utrzymane w konwencji przygodowo sensacyjnej z elementami romansu. Tu niestety jest schematycznie, nudno i nieciekawie, zaś Fan i towarzyszący mu rebelianci momentalnie budzą niechęć widza. Plany wielkiego stratega są tak nieprawdopodobnie nielogiczne, że właściwie tylko i wyłącznie posiadanie scenarzysty po swojej stronie umożliwia ich realizację, a także, o zgrozo, odnoszenie sukcesów. Poza Fanem mamy tutaj dobrodusznych przemytników, nieco tajemniczego dr. Lee, który specjalizuje się w wyciąganiu z rękawa kolejnych flot, oraz kilka kobiet, które zazwyczaj lgną do Hyulicka. Gdzieś tak w połowie serii widz zaczyna mieć tej części Tytanii serdecznie dość, zwłaszcza że stylizowany na luzaka Hyulick irytuje bardziej niż ustawa przewiduje. O ile mi wiadomo, w stosunku do powieści jego rola w anime została znacząco wyeksponowana. Niestety.

O ile bowiem w Legend of the Galactic Heroes także mieliśmy dwóch bohaterów stojących po przeciwnej stronie barykady, o tyle istniała tam między nimi ciągła interakcja. Tu postaci robią swoje, niekiedy tylko ich drogi przecinają się. Nie jest to zresztą jedyny problem bohaterów Tytanii. Jest ich bardzo wielu, w związku z czym trudno się do nich przyzwyczaić. Co więcej, postaci znikają z planu wydarzeń, często bez żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że przy tak bogatej galerii nie sposób utrzymać całego tłumu na pierwszym planie, jednak niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że przez cały odcinek pieczołowicie budowano wizerunek i charakterystykę jakiejś postaci tylko po to, by w finale postać ową po prostu zabić. Co ciekawe, podobnie jak w Legend of the Galactic Heroes, mamy tu niewiele postaci kobiecych, jednak te, które się pojawiają, zostały bardzo dobrze pokazane.

Dużo dobrego mogę natomiast powiedzieć o technicznej stronie tej serii. Już opening, Ano Sora wo, Ike, będący arią operową na cześć Tytanii, z podniosłym Podbijcie Wszechświat w finale sprawił, że byłem gotów uwierzyć w to, iż klimat Legend of the Galactic Heroes nie całkiem zaginął. Dynamiczny, rockowy ending Lost in Space, poświęcony Hyulickowi et consortes, też wypada nieźle. Bardzo dobrze wykorzystano grafikę 3D w bitwach. Cieszą oczy szczegóły strojów i architektury, zaś projekty statków kosmicznych wyglądają bardzo stylowo. Kreska jest realistyczna, bez jakichkolwiek deformacji. Do tego znakomicie, powtarzam, znakomicie dobrano seiyuu, do których nie potrafię się przyczepić. Niezbyt często, ale jednak pojawiają się subtelne nawiązania historyczne, których wyłapywanie może być frajdą. Jako że jest to opowieść zawieszona w szerszym kontinuum czasowym, mamy tu i narratorkę, która opowiada o wydarzeniach. W związku z mrowiem bohaterów zastosowano tu zabieg znany już z Legend of the Galactic Heroes, umożliwiający spamiętanie ich imion  gdy dana postać pojawia się na ekranie, widzimy też jej imię, nazwisko i stopień.

Pisałem na początku, że ostatni, niebędący jednak fabularnym zamknięciem historii, tom powieści ukazał się w 1991 roku, a więc osiemnaście lat temu. Anime posiada otwarte zakończenie, które daje nadzieję na kontynuację. Nie doprowadzono bowiem do końca nawet tych wydarzeń, które znalazły zamknięcie w powieści, więc niewykluczone, że przyjdzie nam jeszcze się spotkać z bohaterami. Co prawda odbiór Tytanii nie był zbyt pozytywny, wielu zarzucało (słusznie zresztą) serii schizofrenię fabularną i mnogość rozwiązań typu deus ex machina (zwłaszcza jeśli chodzi o genialne plany Hyulicka, które nawet Leloucha Lamperouge mogłyby wpędzić w kompleksy stopniem idiotyzmu), jednak nadzieję zawsze można mieć. Druga seria, zwłaszcza gdyby rola Fana Hyulicka została w niej ograniczona, byłaby bardzo miłą niespodzianką.23:42 790 23:42tytania 01 480p 480p

Dodał: gumol03