Opowiemy Wam o naszej trasie do kraju szalonych ludzi, o tym jak przekroczyliśmy wszystkie granice bez testów, szczypawek, bez opłat. Dojazd tu kosztował nas niepełny bak paliwa.
Jesteśmy fanami mało turystycznych miejsc, nieoczywistych kierunków i im mniej danych o jakimś kraju, im mniej ludzi w nim było, wybiera się, czy chce pojechać, tym bardziej nas kręci.
Nie jesteśmy skoczkami, którzy na chwilę wpadają gdzieś, gdzie jest moda, a potem chwalą się cyferkami zaliczonych państw, stolic, lub atrakcji, w sumie to nie jesteśmy kolekcjonerami ani liczb, ani państw i im dłużej trwa nasz van life, tym bardziej przekonujemy się o tym, że najważniejsze co można kolekcjonować w życiu, to wspomnienia.
I tak jakoś wyszło, że najmniej dostępny był dla nas jeden kraj, w którym nigdy nie byliśmy... Jakoś tak boczkiem, boczkiem przez nas omijany, najbardziej przerażający pod względem czyhających niebezpieczeństw, wrzących forach o przestępczości i rygorystycznych zasadach, zakazach i nakazach. Za latanie dronem bez pozwolenia 50 tys. zł, za przejechanie na czerwonym świetle 30 dni więzienia i jeszcze ta adrenalina na granicy, kiedy wyjeżdża się z UE. Jedynym słowem, wstępnie wyszło nam, że to najbardziej przypałowe miejsce w Europie. Poza tym od razu widać, że nie jest kraj dla wszystkich i nie każdy się tu odnajdzie. Na pewno nie ten, który lubi smażyć się na plaży, choć dziś jest 37 stopni tu ciężko znaleźć plażę...
Wyszukiwanie odpowiedzi..
