CDA nie limituje przepustowości oraz transferu danych.
W godzinach wieczornych może zdarzyć się jednak, iż ilość użytkowników przekracza możliwości naszych serwerów wideo. Wówczas odbiór może być zakłócony, a plik wideo może ładować się dłużej niż zwykle.
W opcji CDA Premium gwarantujemy, iż przepustowości i transferu nie braknie dla żadnego użytkownika. Zarejestruj swoje konto premium już teraz!
SUBSKRYBUJ, aby być na bieżąco: http://www.youtube.com/subscription_center?add_user=gazetapl
Fotoreporter "Wyborczej" oraz dziennikarz Tvnwarszawa.pl zostali zaatakowani przez ochroniarzy na Okęciu. Strażnikom budynku nie spodobało się, że chcieli zrobić zdjęcia z akcji straży pożarnej.
To był temat, jakich Dariusz Borowicz codziennie fotografuje po kilka, przede wszystkim dla "Relacji na żywo" w naszym internetowym serwisie warszawa.gazeta.pl.
Ok. godz. 13.30 straż pożarna dostała wezwanie na al. Krakowską 106. Na tyłach marketu budowlanego Obi znajduje się budynek, w którym swoje siedziby ma kilka agencji celnych. Przed wejściem do budynku rozlała się substancja zawierająca kwas fosforowy. Dlatego na miejsce ściągnięto kilka zastępów strażaków, w tym specjalistów od ratownictwa chemicznego.
Dariusz Borowicz chciał zrobić zdjęcia dokumentujące działania strażaków. Zobaczył, że z miejsca akcji próbuje odjechać reporter serwisu Tvnwarszawa.pl. Ochroniarz budynku blokował mu jednak drogę. - Chciałem pomóc koledze. Stanąłem obok ochroniarza, tak by ten nie mógł się przesunąć, a kolega z telewizji mógł odjechać - opowiada Borowicz. - Mówił, że tu nie można robić zdjęć.
Ochroniarz się zdenerwował. Odepchnął fotografa. Po chwili przyszedł drugi. W niewybrednych słowach kazał się wynosić. - Na uwagę, że przebieg zdarzenia się nagrywa, odpowiedział, że zaraz zdejmie mi tą kamerę - dodaje Dariusz Borowicz.
W końcu drugi z ochroniarzy zamachnął się na Borowicza i uderzył go w twarz. Na szczęście niegroźnie - zdrapał mu tylko kawałek skóry. Dziennikarz Tvnwarszawa.pl nie ucierpiał, ale jeden ze strażników kopnął w bok samochodu i zrobił w nim solidne wgniecenie. Drugi wykręcił Borowiczowi rękę i odprowadził do budynku, oznajmiając, że wzywa policję. - Odpowiedziałem: "Bardzo proszę. Czekam".
"Takie zdarzenia ścigane są z oskarżenia prywatnego"
Mundurowi przyjechali po 20 minutach. Porozmawiali ze wszystkimi uczestnikami zdarzenia, obejrzeli też materiał zarejestrowany na kamerze.
Kategoria: Różności
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie. Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz zmienić w ustawieniach Twojej przeglądarki.