Horrendalne opłaty za odpady zmieszane zostały przegłosowane w styczniu przez radnych PiS i JMM. Za śmieci niesegregowane od marca trzeba będzie zapłacić 128 zł na miesiąc od osoby. Ten, kto myślał, że to go nie dotyczy, może się wkrótce zdziwić.
Opłatę wnosi się na podstawie deklaracji i większość osób szczególnie we wspólnotach i spółdzielniach deklaruje, że segreguje odpady i płaci niższą stawkę 32 zł. To może się zmienić, bo miasto realizuje kontrole na stanowiskach kontenerowych.
Wodociągi Jaworzno, które odbierają śmieci, wykonują kontrole stanowisk kontenerowych. Gdy widzą kubły, w których nie są prawidłowo segregować śmieci, wykonują zdjęcia i piszą odpowiedni raport. Do tej pory wyniki tych kontroli były przedmiotem grzecznych pism do wspólnot. Zaczyna się to zmieniać i miasto coraz wyraźniej zwraca uwagę na złą selekcję odpadów. Kolejne pisma w tej sprawie zostały wysłane do wspólnot, aby te poinformowały mieszkańców, że jeśli sytuacja ta się nie zmieni, zbiorowo na wszystkich zostanie nałożona podwyższona opłata.
Na to nie chcą się zgodzić szczególnie osoby, które segregują odpady i to one nie chcą płacić za inne osoby. Niestety, dopóki nie jesteśmy w stanie zidentyfikować, od kogo pochodzą śmieci, kara może być nałożona zbiorowo.
W trudnej sytuacji jest miasto, które dostaje kary za brak współczynników związanych z recyklingiem. Dlatego podwyższona opłata ma być pewnego rodzaju straszakiem lub karą. Jednak wymierzenie tej kary nie jest proste.
Wspólnoty i spółdzielnie też nie są w stanie kontrolować wszystkich mieszkańców, ale to na nie zostanie nałożony swoisty obowiązek ściągnięcia większej opłaty od mieszkańców. Na to nikt nie chce się zgodzić. Jeśli pięcioosobowa rodzina będzie musiała miesięcznie zapłacić 640 zł miesięcznie, a do tej pory segreguje prawidłowo odpady, to zapewne tej podwyższonej opłaty nie wniesie. W konsekwencji można spodziewać się lawiny protestów, spraw sądowych i windykacji.
Marzenie władzy to zapewne samokontrola sąsiedzka, bo innych rozwiązań jeszcze nie zaproponowano. Nawet jakby trzeba było wprowadzić systemy kontroli dostępu do stanowisk kontenerowych czy kody kreskowe na workach na odpady, to wprowadzenie takich systemów też jest kosztowne.
Kto miałby za to zapłacić?
Okazuje się, że nie dość, że trzeba segregować odpady, to jeszcze będzie trzeba to udowodnić, bo zwykła deklaracja nie wystarczy.
W najbliższym czasie okaże się, czy urzędnicy, szukając pieniędzy, nałożą kary na mieszkańców, czy wcześniej zostanie wypracowany jakiś system kontroli lub weryfikacji deklaracji.
Komentarz redakcji:
Wszyscy z uporem powtarzają, że sprawność odzysku surowców do recyklingu jest związana z selektywną zbiórką. Z punktu widzenia logiki, taki związek nie istnieje. Można zatem wprowadzić do recyklingu wszystkie odpady, korzystając z nowoczesnej techniki w zakładach przeróbki odpadów, których niestety brakuje. Podziału na poszczególne śmieciowe frakcje mogą tam dokonywać specjalistyczne skanery wyłapujące odpady wedle rodzaju. Zrobią to z dokładnością prawie 100-procentową. Uzyska się w tym systemie tyle poszczególnych frakcji, ile jej rzeczywiście jest w zebranych odpadach. Z punktu widzenia logiki, rozwiązania należy szukać zatem w budowie nowoczesnych zakładów utylizacji odpadów ze wsparciem pieniędzy rządowych, a nie wrzucanie przez rząd na barki mieszkańców i samorządów nieprzemyślanych przepisów związanych z gospodarką odpadami.
Trzeba przyznać, że jakaś selektywna zbiórka może nowoczesny system gospodarki odpadami uczynić bardziej sprawnym, ale nie na pięć frakcji, lecz na dwie, góra trzy, co w niektórych gminach zostało sprawdzone.
Materiał pochodzi ze strony https://www.jaw.pl
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie. Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz zmienić w ustawieniach Twojej przeglądarki.