Kolizja z radiowozem policyjnym i co dalej ? Czy tak to powinno wyglądać ?
Poszkodowany uzyskał odszkodowanie z OC sprawcy ale sam przebieg ...
oceńcie sami.
Tytułem wstępu: Wszyscy policjanci byli mili i uprzejmi, a taka sytuacja
może się przydarzyć każdemu. W tym miejscu przez zaparkowane samochody
widoczność jest zerowa, a dodatkowo z studzienki wylana była woda,
która zdążyła zamarznąć.
Sama sprawa wyglądała tak: Po wyjściu z samochodu okazało się, że (o dziwo!)
nie doszło do kontaktu pojazdów. Wyszło jednak, że uderzenie kołem w krawężnik
zniszczyło felgę i oponę, co jak zobaczyli policjanci - odjechali, jadąc na interwencję.
Przejechałem więc na parking niecały 1km dalej, gdzie miałem możliwość spojrzenia
na nagranie z kamery. Odczytałem z niego numer rejestracyjny oraz numer boczny radiowozu
i z tą informacją zadzwoniłem na 112, gdzie początkowo zostałem zrugany za oddalenie się
z miejsca zdarzenia, ale zgłoszenie zostało przyjęte.
Do godziny przyjechały na parking łącznie 3 radiowozy - sprawca,
i - wydaje mi się - że ktoś z drogówki i po ok. 20min kierownik/komendant (nie pamiętam
już jak i czy się każdy z nich przedstawiał). Przekazałem im dokumenty i stałem z boku,
a oni w swoim gronie dyskutowali. Dwóch różnych policjantów poprosiło o pokazanie nagrania.
Po kolejnych kilkudziesięciu minutach zbadali mi trzeźwość (0.0) i kazali podpisać raport
z badania, i jeszcze jakiś dokument - i tu mój błąd, bo nie przyjrzałem się temu dokumentowi,
a sprawca również się na nim podpisywał. Nie dostałem jego kopii, ale otrzymałem świstek
papieru z numerem sprawy, imieniem i nazwiskiem sprawcy oraz danymi ubezpieczenia
OC radiowozu, które użyłem do zgłoszenia do ubezpieczyciela (sprawcy).
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie. Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz zmienić w ustawieniach Twojej przeglądarki.