- Spróbuj malin. Miska wypełniona tymi owocami ląduje na stole. Biorę jedną i dość ostentacyjnie się krzywię. - Babciu, chyba coś z nią nie tak, ale wezmę jeszcze kolejne dla porównania. Sięgam po drugą, trzecią, wreszcie biorę całą garść. Są przepyszne, lecz mimo to na mojej twarzy rysuje się grymas niezadowolenia. - Nie wiem, o co chodzi, ale są wyjątkowo niesmaczne. Nie nadają się do jedzenia. Babcia skonsternowana. - Hmm, nic z tego nie rozumiem. Dziadek twierdzi, że są zgniłe, Tobie też nie pasują, a moim zdaniem to jedne z lepszych malin w sezonie. Coś tu nie gra. Trudno polemizować, ale przedstawienie musi trwać. Robię smutną minę i naprowadzam Babcię na właściwe tory. - Wydaje mi się, że nie tylko ich teraz nie zjemy, ale nie nadają się też na sok, dżem czy inne przetwory. Babcia kiwa głową. Widzę, że jeszcze ze sobą walczy, więc muszę użyć argumentu ostatecznego. - Niech się Babcia nie przejmuje, teraz każdego oszukają. Na górze koszyków dają świeże, a pod spodem parszywe zgniłki. Jak będę wychodził, to po drodze je wyrzucę, żeby Dziadkowie już nie musieli się fatygować. Dla kilku malin szkoda sobie żołądek rozwalać. Chwyciło. Zrezygnowana Babcia moment się jeszcze zastanawia, ciężko wdycha i wreszcie sięga po portfel. - Wyrzucać jedzenia nie wolno. Skocz do sklepu po spirytus i cukier. Zrobię nalewkę. Bingo. Kwadrans wcześniej. Wraz z Dziadkiem porządkujemy narzędzia w piwnicy. - Słuchaj Michał, potrzebuję Twojej pomocy. Dostrzegam szelmowski uśmiech i zamieniam się w słuch. - Babcia kupiła sporo malin i planuje z nich zrobić dżemy czy inne głupoty. To się nie godzi. Po czym otwiera piwerko, nalewa sobie pół do szklanki i resztę podaje mi. - Jak wrócimy do mieszkania, to spróbujesz kilku malin i choćby nie wiem, co się działo, to będziesz się upierał, że są paskudne. A potem tak poprowadzisz rozmowę, by jedynym rozsądnym wyjściem była nalewka. Biorę spory łyk. Plan brzmi nieźle, malin jest tyle, że wyjdzie kilka litrów, ale warto by ugrać coś ekstra dla siebie. - Dziadku, w pełni się zgadzam i chętnie wezmę udział w tej mistyfikacji, ale to jednak Babcia. Nie dość, że najpewniej wyczuje podstęp, to trochę głupio mi ją okłamywać. Będę musiał się mocno napocić, by połknęła haczyk. Z trudem wytrzymuję przeszywający wzrok Dziadka. Chyba mnie rozszyfrował, ale w końcu odpuszcza, uśmiecha się i spokojnie pyta. - Ile? - Pół litra. - Cenisz się, ale nie mam wyjścia. Umowa została zawarta. Bingo.
Odpowiedz
anonim98(*.*.228.98)2015-08-06 11:08:23+10
@anonim83: proawdopodobnie autorstwa jakiegos klasyka, "Dzieło o rozjechanym przez Hondę odbycie hrabiegoRyszarda"
Odpowiedz
anonim46(*.*.240.46)2015-08-06 13:12:44+9
@anonim83: ale ten nocnik hrabio to przy tobie studnia mądrości. zaorałem cię
Odpowiedz
A po cholerę się tam ładował? :/ Jest spora grupa kierowców, dla których wszystko jest bez sensu. Jak jest znak STOP to się nie zatrzyma, jak czerwone światło to nie poczeka aż się zmieni, jak są zapory to i tak się pomiędzy nie właduje. Jak ktoś się urodził debilem to już nim zostanie. Pozostaje tylko życzyć żeby jechał sam jak się w końcu wpierdoli pod nadjeżdżający pociąg towarowy. Z reguły niestety wtedy ofiar jest więcej...
Odpowiedz
anonim161(*.*.159.161)2015-08-06 23:41:52+2
@anonim16: @anonim (*.*.88.16) - Jeśli ty tam widzisz światło czerwone to jesteś daltonista chyba!. Gdy kierowca dojeżdżał zapaliło się światło czerwone i zatrzymał się. Po kilku sekundach czerwone światła zgasły i kierowca od razu ruszył. Zaraz jak kierowca minął sygnalizacje, zapaliły się światła ostrzegawcze.. Sygnalizacja była widocznie uszkodzona, przecież każdy umysłowo zdrowy kierowca kiedy widzi podniesione zapory ( akurat nie w tej sytuacji ) i wyłączone światła ostrzegawcze, to rusza. Tylko ty nawet nie przemyślałeś tego że przez budkę, widoczność była ograniczona.. przez co nie widział nadjeżdżającego pojazdu. I aby się rozejrzeć czy aby nic nie nadjeżdża musiał tak czy siak wjechać na torowisko, bądź wyjść z pojazdu i się upewnić. Główny powód tego zajścia to uszkodzona sygnalizacja.
Jeśli już oceniasz Rokit'a, to się nie poniżaj!
Odpowiedz
@matiii94: Może to był i błąd dróżnika alba awaria sygnalizacji świetlnej, ale to raczej mrugało pomarańczowe, które oznacza że przejeżdżając trzeba zachować ostrożność. Zresztą zawsze przed przejazdem kolejowym powinno się ją zachować. W tym czasie dróżnik może leżeć sztywny w swojej budce, posuwać miejscową dupodajkę, czy kończyć kolejną tego dnia flaszkę. Widać, że należysz do tego grona kierowców, którzy ślepo powierzają życie swoje i pasażerów kolorowi świateł czy człowiekowi, którego nigdy nie widzieli na oczy. W takim razie pozostaje życzyć powodzenia na przejazdach ;)
Odpowiedz
Nic nie robić, nie mieć zmartwień Chłodne piwko w cieniu pić Leżeć w trawie, liczyć chmury Gołym i wesołym być Nic nie robić, mieć nałogi Bumelować gdzie się da Leniuchować, świat całować Dobry Panie pozwól nam
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy
Nic nie robić, nie mieć zmartwień Chłodne piwko w cieniu pić Leżeć w trawie, liczyć chmury Gołym i wesołym być
A prywatnie być blondynem Mieć na głowie włosów las I na łóżku z baldachimem robić coś nie jeden raz
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy
Być ponadto co nas boli Co ośmiesz tylko nas Wypić z wrogiem beczkę soli Dobry Panie pozwól nam
Nie oglądać wiadomości Paru gościom krzyknąć "pass" Złotej rybce ogryźć ości za to co przyniosła nam
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy Nie nie nie nie nie byle nie do Warszawy Nie nie nie nie nie byle nie do Warszawy Nie nie nie nie nie byle nie do Warszawy
Odpowiedz