Uwielbiam tematy filmowe, które zaczynają się mniej więcej od takiego banalnego motywu...były agent (czegoś) wyrusza na odsiecz (komuś), by zemścić się na (kimś)... W tym przypadku za syna swojego przyjaciela. Szkoda, że nie za szczurka, którego obsiadły pchły albo na kelnerze, jaki nie doniósł ketchupu do frytek dla kompletnie obcej osoby. Co brzmi identycznie żenująco, bo już bardziej wyświechtanego, durnego i banalnego pomysłu, to już nie dało rady wymyślić dla równie banalnych strzelanek w typie pif paf na pistolety na wodę. Nic dziwnego więc, że ten film został uznany za solidną klapę, nawet jak na poziom pospolitego gniota.
Odpowiedz