Szczerze mówiąc to trochę zawód. Wiadomo, że Satoshi Kon nigdy nie walnąłby standardu tylko idzie pełną parą w oniryzm, senność, mieszanie się rzeczywistości, przenikanie się wszystkiego nawzajem i przeplatanie (z jednej sceny tak jak w jakimś dzikim śnie robi się nagle kompletnie inna, z tłem historycznym) i wykonanie z tej strony jest przepiękne, bo wyszło mu dokładnie to co chciał przekazać... ale jakby to wszystko sprowadzić na ziemię to jest to taka "uromantyczniona" historia kobiety, którą nic w życiu nie obchodziło poza swoim jednym samolubnym celem i żyjąc w tych swoich dziwnych halucynacjach, gdzie wszystko jej się mieszało, nie widziała ludzi których miała przed sobą i swojego własnego życia w którym mogła tyle z siebie dać dla innych i tyle otrzymać. W sumie to słabo, bo film jest strasznie dobrze oceniany - za wykonanie zdecydowanie słusznie ale za fabułę i jej przekaz... Chyba raczej nie.
Odpowiedz