Polska pożegnała nas ... tak jakby luksusowo Wyruszamy z Piwnicznej - Zdrój, gdzie spaliśmy na dziko, na fajnej miejscówce i jeszcze prysznic wzięliśmy.. wyjątkowo nie w Groszku Tu wysyłamy ostatnie paczki i kartki do naszych Patronów. Ruszamy najpierw przez Słowację, a potem Węgry, gdzie mamy naszą tajną ulubioną miejscówkę na dziko, której na szczęście dalej nie ma żadnej aplikacji, i mimo że na dziko spać nie można, to tu można bo śpią tylko Węgrzy i czasem my Zaznaczyliśmy ją na naszej mapie, jak i tanią, a pyszną restaurację dla lokalsów, którą odkryliśmy w tamtym roku. Nie wstawiajcie na aplikacje, niech to się nie schrzani, plisss Na Węgrzech próbujemy zatankować paliwo taniej, by zweryfikować info, że się da. Następnie wjeżdżamy do Serbii, gdzie dopada nas burza, jakiej chyba nie przeżyliśmy jeszcze w trasie. Istny armagedon, było strasznie i męcząco, zrywało po kolei linie energetyczne, nie dzialaly bankomaty, rwało gałęzie i drzewa z korzeniami, pioruny waliły jak szalone i wypadałoby się zatrzymać i przeczekać, ale to trwało do rana... więc jechaliśmy z duszą na ramieniu. W planie mieliśmy odwiedzić różowe jeziorko, które znacie z naszego filmu ( vlog nr 165) czy też z artykułu na blogu, gdzie opisuję dlaczego mamy ochotę przenocować na trasie już po raz trzeci, właśnie w tym miejscu.
Aaa!!! I jeszcze Daniel Wam o wiatraczkach opowie, bo prosiliście, a one wcale nie są różowe i działają mi już na nerwy
Wyszukiwanie odpowiedzi..
