Na poniedziałkowy strajk kobiet udaliśmy się z poczuciem, że temat nieco się już wyczerpał, nie spodziewaliśmy się jednak tego co miało nas spotkać. Poszliśmy jako dziennikarze, wróciliśmy jako handlarze. Jak do tego doszło? Tego nie zdradzę. Powiem jednak, że spotkało nas wiele. Przede wszystkim zmokliśmy dokumentnie, ale to akurat było do przewidzenia, natrafiliśmy na sympatycznych, wesoło usposobionych demonstrantów, jak i na agresorów (jak ten dziad który zawsze rzuca się na Jaoka - patrz Kod i Kodym), nie obyło się też bez niewybrednych żartów, ludzi mających do nich dystans i nie mających go wcale, ale przede wszystkim bez tego co sprawiło, że tę pytę ochrzciliśmy "przedsiębiorczą".
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie. Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz zmienić w ustawieniach Twojej przeglądarki.